Zbieractwo, zbieram wszystko: stare drobiazgi, sznurki, guziki, książki, rośliny, smaki, i zapachy i kolory. Najmniej niebezpieczne są te łupy, które nie zabierają miejsca w domu takie, które pozostają w pamięci np. smak placka z rabarbarem babci Olgi, zapach chleba, wiersz Wisławy Szymborskiej albo przepis na jagodzianki. Gorzej z przechowywaniem przedmiotów dla nich niestety mam mało miejsca i dla tego wyprawy na giełdę staroci kończą się zwykle na kupowaniu rzeczy niewielkich bądź ich fotografowaniu. Lubię stare tkaniny, serwetki, firanki, foremki. Takie jak te poniżej.
Z wypraw rowerowych przywożę chwasty, szyszki, patyczki. Znacie to, same też pewnie macie wypchane kieszenie kasztanami czy jarzębiną. Ta roślina poniżej to jedna z moich ulubionych, leży na serwetkach, którym nie mogłam się oprzeć. To właśnie łup z ostatniej giełdy staroci.
Smaki i zapachy, te najprostsze jak chleb upieczony w domu z masłem czosnkowym i nasionami kopru, do tego cisza niedzielnego poranka i książka o pięknych miejscach i życzliwych ludziach poprzetykana przepisami na proste potrawy. To moje kolekcje. Ciekawa jestem Waszych.
Och Kochana uroczo...też tak mam i mój pokój cierpi z tego powodu i ja czasem też bo ciągle brak mi miejsca na coraz to nowe (starociowe)przedmioty...może kiedyś powstanie "galeria rzeczy nietpowych" z tego wszystkiego:)
OdpowiedzUsuńTeż czasem wybieram się na giełde staroci a tam wszystkomnie ciekawi... zaskauje...fascynuje...
Zapachy też gromadzę...o ile mozna je zgromadzić...w myślach i sercu to dobra przechowalnia.
Ale to miłe:)
Miłej niedzieli życzę:)Pozdrawiam!
Wspanialy wpis na niedzielny poranek.
OdpowiedzUsuńRowniez naleze do grona zbieraczy cierpiacych na male powierzchnie do przechowywania. "Na szczescie" bardzo mi nie po drodze na wszelkiego rodzaju "pchle targi" i pokus mniej. Oczy pocieszam na przedmiotach z jednego abtywariatu na SoHo. Ceny maja niebotyczne, ale jest po drodze do pracy, wiec nie patrzac na etykiety podziwiam te starenkie cuda. W domu tez mam ich troche i powoli (czyt bardzo powoli) prezentuje je na blogu.
Pozdrawiam:)
"...cisza niedzielnego poranka..." i filiżanka kawy, zapach ziemi...zresztą wszystko to, co napisałaś sprawia mnie również wiele radości, a takie realne zbieractwo uprawiamy chyba wszyscy. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTeż cierpię na te przypadłości :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od różanego...
Byłam pewna, że jest nas więcej. Udanych łowów, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa jak smakują nasiona kopru ...?
OdpowiedzUsuńa zbieractwo w mojej rodzinie jest nagminne :o)
Nasiona są super, teraz jest dobra pora na nie. Muszą być świeże, jeszcze zielone dobrze wykształcone. Takie jak na zdjęciu. Swoją drogą właśnie taki koper z nasionami jest najlepszy do kiszenia ogórków Pycha
OdpowiedzUsuńJa mam zbieractwo w genach...Niestety w nowym domu nie wolno mi zagracać. Ale nie byłabym sobą gdybym czasem czego nie przywlekła... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa mam zbieractwo we krwi. Ale w nowym domu mi nie wolno rozwinąć skrzydeł...Jednak nie byłabym sobą, gdybym czasem czego nie przywlekła...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOlguś Kochana! jak możesz?! to straszne!
OdpowiedzUsuńi co ja mam teraz zrobić?! chleba domowego nie mam! a jak mam upiec?! przy tym huraganie co się zwie Małgosia! oj czekaj! teraz nie odpuszczę! musisz się zjawić u mnie z chlebem domowym, i masłem czosnkowym! i masz na to hm.. jakiś miesiąc! na NK się zgadamy co do daty! no chyba matce huraganu nie odmówisz nie? :) to będą cudowne odwiedziny! :)
Kochana Alu z wielką ochotą jak tylko wrócę z urlopu.
OdpowiedzUsuń